FIM SPEEDWAY STARS OF THE CENTURY INTERVIEW | OVE FUNDIN

31/01/2023

FIM SPEEDWAY STARS OF THE CENTURY INTERVIEW | OVE FUNDINFIM SPEEDWAY STARS OF THE CENTURY INTERVIEW | OVE FUNDIN

W roku, w którym żużel świętuje swoje setne urodziny, najstarszy żyjący mistrz świata na żużlu, Ove Fundin, również obchodzi ważny jubileusz – 23 maja skończył 90 lat. 

Szwedzki legendarny zawodnik wygrał wszystko. Jest pięciokrotnym mistrzem świata FIM Speedway, a na najwyższym stopniu podium stawał w latach 1956, 1960, 1961, 1963 i 1967. Wraz z ikoną australijskiego speedway’a, Jasonem Crumpem, jest rekordzistą w najdłuższej, nieprzerwanej serii 10 medali z rzędu. W pierwszej trójce świata znalazł się w sezonach od 1956 do 1965. 

Legenda to jedno słowo, jakim można określić Latającego Lisa. Pionier – to drugie. Był pierwszym mistrzem świata spoza anglojęzycznego kraju, a wraz ze swoją reprezentacją wygrał pierwsze edycje zarówno Drużynowego Pucharu Świat, jak i Mistrzostwa Świata Par. To na jego cześć nazwano dzisiejsze trofeum FIM Pucharu Świata na żużlu. 

Pierwszym z serii wywiadów na FIMSpeedway.com – Gwiazdy Wieku, z okazji 100. sezonu żużlowego, jest rozmowa z Ove Fundinem i powrót do jego niezwykłej kariery. 


Ove, przeszedłeś do historii jako pierwszy mistrz świata spoza krajów anglojęzycznych, takich jak Wielka Brytania, Australia, USA i Nowa Zelandia. Jak trafiłeś do żużla? 

Zacząłem, gdy miałem około 16 lat – wtedy można było zrobić prawo jazdy na motocykl w Szwecji. Zacząłem od motocrossu, ponieważ stawał się bardzo popularny po Drugiej Wojnie Światowej. Niemalże wszystkie używane przez nas motocykle były sprowadzone z Niemiec, po wojnie. 

Uprawiałem motocross przez dwa lata i zostałem zauważony przez kogoś z Linkoping – to tor żużlowy najbliżej miejsca, w którym się urodziłem. Podszedł do mnie i powiedział: „Widzę po Twoim stylu jazdy, że powinieneś spróbować żużla. Jeśli przyjdziesz na jeden z naszych wieczornych treningów, załatwimy Ci motocykl i skórę”. 

Od razu w to wszedłem. Nigdy wcześniej nie byłem na zawodach żużlowych, ale o samym sporcie trochę słyszałem. Pożyczyli mi motocykl i wydawało mi się, że od razu go opanowałem.

Byłem tam tylko dwa razy, a potem tata pomógł mi kupić własny motocykl. Od razu zostałem przyjęty jako rezerwowy do zespołu. W pierwszym spotkaniu, w którym brałem udział, jeden z zawodników doznał kontuzji, więc dostałem szansę by wyjechać na tor i starowałem prawie przez całe zawody. Poszło mi tak dobrze, że potem już nigdy więcej nie byłem rezerwowym. 


Jak żużel stał się popularnym sportem w Szwecji? 

W Szwecji speedway nazywano „dirt trackiem”. Sport przyjął się dosyć wcześnie. Szwedzkich żużlowców mieliśmy jeszcze przed II Wojną Światową.

Po wojnie jednak trochę to trwało, by speedway się rozwinął, ponieważ brakowało motocykli. W całej Szwecji było ich zaledwie kilka. Nie można było ich importować, bo ograniczenia dotyczyły wszystkiego co miało związek z silnikami. Brakowało też paliwa.

Trzy lub cztery lata przed tym jak zacząłem swoją przygodę z tym sportem, w Szwecji był jeden człowiek – Arne Bergstorm. Pojechał do Anglii i zobaczył tam żużel. Zdał sobie sprawę, że aby rozwinąć ten sport i uczynić go ciekawszym, trzeba założyć ligę i mieć drużyny. Wprowadził to zanim zacząłem się ścigać. Anre był człowiekiem stojącym za szwedzkim żużlem.

Speedway zawsze był i nadal jest prowadzony przez kluby. Nigdy nie miał promotora. Większość zaangażowanych w ten sport osób to wolontariusze.

Żużlowcy otrzymywali wynagrodzenie, od momentu jak zaczynali się ścigać – niezbyt dużo, ale płacono nam za to co robiliśmy. W przeciwnym razie byłby to sport tylko dla bogatych ludzi. Niespotykanym było też to, by ktoś miał więcej niż jeden motocykl.


Teraz zawodnicy, nawet w najniższych ligach, posiadają co najmniej dwa…

Kiedy przyjechałem do Norwich, w Wielkiej Brytanii, dostałem zapasowy motocykl. Przez te wszystkie lata, nigdy nie miałem własnego motocykla w Wielkiej Brytanii. W Szwecji natomiast, miałem swoją własną maszynę.

Motocykle, na których startowałem na Wyspach należały do Norwich Speedway. Podczas wszystkich moich podróży do Australii i Nowej Zelandii nigdy nie zabierałem ze sobą motocykla. Zawsze dostawałem jeden do użytku. Zabierałem tylko kierownicę.

Być może mieliście okazję zobaczyć zdjęcia, na których widać w jaki sposób przewoziliśmy nasze motocykle. Zwyczajnie wkładaliśmy je do bagażnika samochodu. Każdy tak robił. Bez znaczenia czy byłeś mistrzem świata, czy juniorem.


Zwycięstwo w Finale Światowym było wystarczająco trudne. Pięć pierwszych miejsc i dziesięć podium z rzędu to nie lada wyczyn.


Często dyskutuje się czy trudniej wygrać mistrzostwo świata w serii Speedway GP, składającej się z 10 rund, czy jednodniowy Finał Światowy, który rozgrywano do 1994 roku. Jakie jest Twoje zdanie? 

Ludzie, którzy niewiele wiedzą o czasach jednodniowych finałów, nie zdają sobie sprawy, że nie wystarczyło po prostu wygrać w takiej imprezie. Najpierw trzeba było się tam zakwalifikować.

W moim przypadku, musiałem przejść przez kwalifikacje w Szwecji, potem Skandynawii, a następnie w Europie. Jeśli nie udało ci się przejść żadnej z tych rund, odpadałeś. W dzisiejszym Speedway GP, możesz nawet ominąć jedną z rund i nadal mieć szanse na mistrzostwo. Za moich czasów, nawet jeśli byłem aktualnym mistrzem świata, wciąż musiałem przejść przez kwalifikacje by startować w kolejnym Światowym Finale.” 


Czy był taki sezon, w którym odpadłeś na etapie kwalifikacji? 

W 1970 roku, miałem brać udział w kwalifikacjach rozgrywanych w Leningradzie, dzisiejszym Sankt Petersburgu. Nie miałem czasu załatwić wizy do ZSRR. Myślałem, że zajęli się tym organizatorzy, którzy zwykle załatwiali takie sprawy, gdy wybierałem się do komunistycznego państwa w przeszłości.

Przyleciałem na miejsce, ale odmówiono mi wstępu do kraju. Wróciłem samolotem do Szwecji, a kiedy dotarłem do Sztokholmu, dostałem informację, że wszystko jest załatwione, muszę tylko złapać następny samolot i ponownie tam polecieć. Byłem jednak tak wściekły, że powiedziałem „do diabła z tym!”. 


Czy kiedykolwiek czułeś presję związaną z tym by utrzymać serię kolejnych miejsc na podium z rzędu w Światowym Finale? Czy to stawało się trudniejsze z każdym sezonem?

Niezupełnie – kochałem to co robiłem. Cieszyłem się tym przez cały czas. Większość z nas ścigała się z miłości do sportu i oczywiście po to by wygrywać.


Jak wyglądał wtedy harmonogram wyścigów? Dziś zawodnicy coraz częściej rezygnują z dodatkowych startów w ligowych zawodach w związku z ich zobowiązaniami względem Speedway GP. 

Dziś często czytam o zawodnikach, którzy narzekają, że jeżdżą zbyt często. Ścigają się w 60, 70 imprezach w sezonie. Ja brałem udział w 120 spotkaniach każdego roku. Jeździłem w każdym zawodach, na które dostałem zaproszenie.

Musiałem wracać do domu, do Szwecji i ścigać się w każdą niedzielę. Wtedy niedziela była wielkim dniem żużla w moim kraju.

Po niedzieli, mogłem wrócić na Wimbledon i ścigać się tam w poniedziałek. Jeździłem w każdy dzień tygodnia, co roku, od 1954, aż do emerytury. Ścigałem się także w Australii i Nowej Zelandii.

Pierwsze wycieczki do tych krajów odbyłem łodzią. Najpierw płynąłem do Londynu, a później z Londynu do Australii. Podróżowaliśmy przez Kanał Sueski, ale płynąłem także przez Kanał Panamski by dostać się do Nowej Zelandii.


To niesamowite. W swojej karierze wygrałeś nie tylko Mistrzostwa Świata FIM na żużlu. Byłeś także częścią drużyny, która w 1960 roku zdobyła FIM Drużynowy Puchar Świata oraz tytuł FIM Mistrzostw Świata Par w 1968 roku, który wtedy organizowano po raz pierwszy. 

Mieliśmy w Szwecji bardzo mocną drużynę. W kilku pierwszych odsłonach Mistrzostw Świata, brytyjska reprezentacja miała w swoim składzie także Australijczyków i Nowozelandczyków. Mieli zawodników z całego świata – ze wszystkich krajów wspólnoty.

Był w niej Barry Briggs, Ronnie Moore. Mimo to naszej reprezentacji udało się wygrać kilka Pucharów Świata, odkąd ta impreza weszła do kalendarza.


Ze wszystkich zawodników, z którymi się ścigałeś i których obserwowałeś przez lata, kto był Twoim ulubionym i dlaczego?  

Ronnie Moore – bez dwóch zdań. Uwielbiałem jego styl jazdy. Lubiłem go także jako człowieka. Zawsze był bardzo przyjazny. 


I był także dwukrotnym mistrzem świata – pierwszym z Nowej Zelandii. A co sądzisz o dzisiejszych zawodnikach z cyklu Speedway GP. Kto przykuwa Twoją uwagę? 

W Malilli, podczas szwedzkiej rundy GP poznałem Dana Bewley’a. Oglądałem go również kilkukrotnie w telewizji.

Kiedy spotykam się teraz z młodymi, muszę się przedstawić, bo oni nie znają nas, starszych.

Ale powiedziałem mu: „Pamiętaj, że Jason Crump i ja byliśmy rudzielcami – rudzielcami takimi jak Ty. Masz coś do obrony”. 


Dan wygrał w zeszłym sezonie dwie rundy Speedway GP, w Cardiff i we Wrocławiu. Czy on może być jednym z tych zawodników, który dziesięć sezonów z rzędu będzie kończył na podium? 

Wcale bym się nie zdziwił. Jego stosunek do żużla bardzo przypomina mi mój. Nie tylko rude włosy nas łączą. Mam nadzieję, że nie pójdzie w ślady innych żużlowców i nie będzie jeździł mniej. Wręcz przeciwnie, myślę, że powinien jeździć tak często jak to możliwe. Dzięki temu nigdy nie będzie musiał trenować.


Dziękuję za Twój czas, Ove i za Twój ogromny wkład w ten sport. 

Odwiedź stronę FIMSpeedway.com, gdzie znajdziesz wywiady z legendarnymi zawodnikami oraz wiele więcej, w związku z 100-leciem speedway’a w sezonie 2023. 

Zdjęcia: John Somerville Collection