FIM SPEEDWAY STARS OF THE CENTURY INTERVIEW | HANS NIELSEN

27/02/2023

FIM SPEEDWAY STARS OF THE CENTURY INTERVIEW | HANS NIELSENFIM SPEEDWAY STARS OF THE CENTURY INTERVIEW | HANS NIELSEN

22 tytuły, indywidualnie i drużynowo, w FIM Mistrzostwach Świata na żużlu - nikt inny nie zna smaku żużlowego złota lepiej niż wielki Hans Nielsen. 

Cztery tytuły Indywidualnego Mistrza Świata, siedem złotych medali w Parach i aż jedenaście zwycięstw w FIM Pucharze Świata na żużlu, to wszystko Nielsen posiada w swoim dorobku. Żużlowiec, który wygrał pierwszą edycję FIM Speedway Grand Prix w 1995 roku, w swojej karierze osiągnął wszystko. 

Oprócz licznych trofeów, Nielsen brał także udział w jednej z największych rywalizacji w historii tego sportu, walcząc z trzykrotnym mistrzem świata Erikiem Gundersenem o tytuł najlepszego na świecie, w latach osiemdziesiątych. 

W związku z tym, że FIMSpeedway.com świętuje w tym roku 100-lecie tego sportu, porozmawialiśmy z Hansem Nielsenem – człowiekiem, który znany jest kibicom jako Profesor. 


Wróćmy do początków, Hans. Kiedy i w jakich okolicznościach rozpoczęła się Twoja przygoda z czarnym sportem? 

Miałem wtedy około 7 lat. Razem z moimi braćmi, Henrym i Keldem, zacząłem jeździć na starym motorowerze

Ścigaliśmy się na starej żwirowni, niedaleko naszego domu. Mieszkaliśmy kilka mil od Brovst. W okolicy był duży las, w którym mogliśmy jeździć na rowerach, a na żwirowni znajdowały się skocznie i bardzo dużo piasku.

„Przez kilka lat po prostu ścigaliśmy się na starych motocyklach i dopiero gdy skończyłem 13 lat, w Brovst wybudowano tor żużlowy – zaledwie kilka mil od miejsca, w którym mieszkaliśmy. 

Tak się złożyło, że pracowałem dla człowieka, który założył tam klub, Age Knudsena. Pracowałem dla niego po szkole. Miał sklep z motocyklami i rowerami. Jednego dnia zaprosił mnie na tor, żebym spróbował pojeździć.



Ole Olsen został pierwszym reprezentantem Danii, który sięgnął po FIM Mistrzostwo Świata na żużlu w Goeteburgu w 1971 roku i to on spopularyzował ten sport w Danii. Jak bardzo zainspirował Cię tamten moment? 

Śledziłem już trochę żużlowe zmagania, ponieważ Keld startował w Aalborg. Jednak zdobycie tytułu przez Ole było prawdopodobnie pierwszym żużlowym wydarzeniem, które oglądaliśmy w telewizji. Oczywiście było to wspaniałe doświadczenie patrzeć, jak wygrywa. Właściwie nie transmitowali tego na żywo. Z tego co pamiętam, w duńskiej telewizji pokazali to dopiero następnego dnia. To było coś wielkiego. Mogliśmy zobaczyć ten tryumf w ogólnokrajowej telewizji, a wtedy każdy miał tylko jeden kanał.

Wszyscy w kraju to zobaczyli. To był w dużej mierze powód, dla którego wiele klubów zainteresowało się żużlem.


Zostałeś najbardziej utytułowanym duńskim żużlowcem, z niesamowitym dorobkiem 22 tytułów mistrzowskich indywidualnie i w drużynie Kiedy zaczynałeś ścigać się na żwirowni w Brovst, marzyłeś już o takim sukcesie? 

Na początku, kiedy zaczynasz, zwykle robisz to dla zabawy. Ścigaliśmy się na motocyklach na żwirowni, bo sprawiało nam to radość. Na szczęście, z czasem, wybudowano tor żużlowy i tam również ścigaliśmy się najpierw dla przyjemności. 

Widziałem, jak Ole zdobywa tytuł mistrza świata, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że zostanę wtedy zawodowym żużlowcem. W ogóle nie miałem takich myśli.

Moja kariera rozwijała się bardzo szybko. Przez trzy lata jeździłem na motocyklach o pojemności 50 cm3, a kiedy skończyłem 16 lat, przesiadłem się na maszyny o pojemności 500 cm3. Jeździłem na nich zaledwie przez rok, po czym wygrałem mistrzostwo Danii do lat 21 w 1976 roku.

Potem zaproponowano mi kontrakt z Wolverhampton w Wielkiej Brytanii na sezon 1977, więc to wszystko działo się bardzo szybko. Nie miałem zbyt wiele czasu na zastanawianie się, dokąd się wybieram i dlaczego. Po prostu dobrze się bawiłem, ścigałem na żużlu i nigdy tak naprawdę nie myślałem, dokąd mnie to zaprowadzi.


Rywalizacja między Tobą, a Erikiem Gundersenem w latach 80. stała się legendarna. Jakie masz wspomnienia związane z tym, jak to się wszystko zaczęło?

Erik zaczynał praktycznie w tym samym czasie co ja, również na motocyklach o pojemności 50cm3. Przyjechałem do Anglii kilka lat przed nim, więc na początku trochę go wyprzedziłem. Na Wyspach pojawiłem się w 1977 roku, a Erik wraz z Cardleyem, dwa lata później. Przez jakiś czas byłem lepszy, ale on też robił systematyczne postępy. 

Na pewno z początkiem lat osiemdziesiątych byliśmy już dobrymi zawodnikami i rywalami, zwłaszcza w 1983 roku. Wtedy zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że stajemy się dwoma najlepszymi żużlowcami z Danii i przejmujemy rolę Ole Olsena, który w tamtym roku zdecydował się przejść na emeryturę.


Ścigałeś się zarówno z Ole Olsenem, jak i przeciwko niemu pod koniec jego kariery. Wygrałeś z nim swój pierwszy FIM Puchar Świata na żużlu w Landshut, w Niemczech w 1978 roku, a następnie mistrzostwo świata w Parach przed własną publicznością w Vojens w 1979. Jak się czułeś, gdy dowiedziałeś się, że zostanie managerem Twojego zespołu?

Kiedy to ogłosili, byłem naprawdę bardzo zadowolony, kiedy to ogłosili. Mimo, że w swoim czasie, z Ole trochę rywalizowaliśmy. Myślę, że zanim przeszedł na emeryturę, to ja byłem tym, który najbardziej go naciskał i najczęściej pokonywał. 

Pamiętam jak pewien dziennikarz zapytał mnie o to, jak się czuję z tym faktem, że mój rywal z toru będzie prowadził duńską reprezentację. Pamiętam, że odpowiedziałem wtedy krótko: „w porządku”. Byliśmy rywalami, ale byłem pewien, że to dobry pomysł, biorąc pod uwagę całe doświadczenie Ole. Wierzyłem, że wykona świetną robotę, nauczy nas wielu rzeczy i nie mogłem się doczekać tej współpracy.

„Pamiętam pierwsze kwalifikacje w Szwecji, po tym jak Ole Olsen został już managerem reprezentacji. Przez całe zawody był blisko Erika i to jemu poświęcał najwięcej uwagi. Pomyślałem wtedy „co tu się dzieje?”. To było bardzo rozczarowujące. 

„Fakt, że tak mocno wspierał Erika i chciał by ten wygrał, działało na moją niekorzyść. To właśnie uznawałem za niesprawiedliwie. W końcu został wyznaczony przez DMU by być managerem całej drużyny.”


Jak to wpłynęło na Twoją rywalizację z Erikiem? 

Nawet gdyby nie obecność Ole w roli managera, nadal z Erikiem byśmy rywalizowali. Ale ta sytuacja trochę podgrzała atmosferę, kiedy Ole stanął po jednej stronie. W tamtym czasie było to dla mnie trudne.

Im lepiej radziliśmy sobie z Erikiem, im większymi stawaliśmy się rywalami, tym nasze relacje były mniej przyjacielskie. Nie dochodziło między nami do bójek, czy jakiś ostrych kłótni, nic w tym stylu. Po prostu bardzo chcieliśmy się nawzajem pokonać – to wszystko. Taka rywalizacja utrudnia utrzymanie dobrych relacji.

Do największego starcia doszło w 1984 na Stadionie Ullevi na Światowym Finale, wtedy też Ole przejął już prowadzenie duńskiej reprezentacji.


Erik wygrał Światowy Finał w Goeteborgu w 1984, a rok później obronił tytuł w Bradford. Jak bardzo byłeś sfrustrowany walcząc o swój pierwszy mistrzowski tytuł? 

Byłem dość sfrustrowany. Także faktem, że Erik miał wyjątkowe wsparcie trenera naszej reprezentacji. Poczułem wtedy, że potrzebuję podobnej pomocy. Dlatego w 1986 roku poprosiłem Ivana Maugera, by pojechał ze mną do Chorzowa, kiedy to ostatecznie wywalczyłem złoty medal. 


Wsparcie Nowozelandczyka, sześciokrotnego mistrza świata, Ivana Maugera w roli Twojego managera. W jaki sposób to pomogło? 

Z taką relacją jaką mieli Ole i Erik, czułem, że i ja muszę zrobić coś by zyskać szacunek dla swojego obozu. 

Po jednej stronie byli Erik i Ole, po drugiej Ivan i ja. Dodatkowo na Światowym Finale w Chorzowie w 1986 roku nasze boksy stały obok siebie. Mogliśmy obserwować siebie na wzajem przez całe spotkanie i fakt, że miałem w swoim teamie Maugera, wzbudził trochę szacunku w oczach Ole. W końcu był to jego stary rywal, z którym w przeszłości wielokrotnie walczył. 

Ivan był ogromną pomocą i dodawał mi pewności siebie. Pomógł mi także w Amsterdamie w 1987 roku, kiedy wygrałem ponownie. To była świetna współpraca, a jednocześnie okazał się dobrym przyjacielem.


Jakie są Twoje relacje z Erikiem i Ole dzisiaj? 

Erik i ja dzisiaj dogadujemy się dobrze, tak samo jest z Ole. Nie mamy z tym żadnych problemów. Jesteśmy starsi, mądrzejsi i zapominamy już o pewnych rzeczach. Było, minęło.


Dobrze to słyszeć. Pomimo Waszej zaciętej rywalizacji, z pewnością było Ci bardzo ciężko być świadkiem wypadku, który zakończył karierę Erika, a do którego doszło w pierwszym biegu finału Drużynowego Pucharu Świata w Bradford w 1989 roku. 
Wypadek, który zmienił życie Erika i po którym musiał znów nauczyć się chodzić. Jak Ty to pamiętasz? 

To był czas, kiedy Ole przestał pomagać Erikowi, a my zaczęliśmy się lepiej dogadywać. Spotkaliśmy się rok wcześniej podczas jednego wyjazdu do Niemiec i dobrze nam się rozmawiało. To było miłe, biorąc pod uwagę co się działo wcześniej.

Jego wypadek w Bradford bardzo dotknął wszystkich. Jako zespół byliśmy wtedy w czołówce, spodziewano się, że wygramy tamten finał. Do wypadku doszło już w pierwszym wyścigu i wtedy wszystko się posypało.

To był okropny wypadek. Byłem przy nim jako pierwszy. Widziałem, że miał problemy z oddychaniem i połknął język.

Zdawaliśmy sobie sprawę, że sytuacja jest poważna. Jednak gdy zabrali go do szpitala, nie wiedzieliśmy w jakim będzie stanie i czy w ogóle z tego wyjdzie.

Długo dyskutowano, czy w ogóle powinniśmy kontynuować te zawody. Organizatorzy postanowili, że jedziemy dalej, więc i my musieliśmy kontynuować. Rzecz jasna nie byliśmy zbyt zmotywowani i oczywiście brakowało punktów Erika. 

Zajęliśmy drugie miejsce za Anglią, ale to był najmniejszy problem. Przez kolejne dni i tygodnie martwiliśmy się o zdrowie Erika i czy zdoła z tego wyjść. To był bardzo trudny czas, a my dalej musieliśmy ścigać się w kolejnych spotkaniach. Funkcjonowaliśmy jak na autopilocie.

Po długich tygodniach i miesiącach oczekiwania na szczęście okazało się, że będzie dobrze.  Erik całkiem dobrze sobie radził. Ale wracając pamięcią do tamtego okresu, to był to naprawdę trudny czas.


Wygrałeś swój trzeci światowy finał FIM Speedway w Monachium w 1989 roku, ale kilka złotych medali w karierze uciekło Tobie w biegach dodatkowych.

Szkoda, że era Grand Prix nie zaczęła się wcześniej, przed sezonem 1984 . Kilka tych dodatkowych biegów zupełnie nie poszło po mojej myśli.   

Jednego razu byłem wykluczony z biegu w ostatnim Finale Światowym w Vojens w 1994 roku, kiedy dwukrotnie zostałem uderzony na pierwszym łuku.

Wygrałem pozostałe cztery wyścigi, ale potem rywalizowałem z Tonym Rickardssonem i Cragiem Boyce’em. Mimo dobrego startu, po prostu pociągnęło mnie na łuku. Straciłem przyczepność, musiałem ująć trochę gazu i już nie mogłem wyjechać. Na prostej przeciwległej Tony bez problemu przejechał obok mnie.

W ogóle nie powinno być tego biegu dodatkowego. Gdyby nie to wykluczenie w pierwszym starcie, na pewno bym wygrał. W dogrywce miałem pecha. 

W innym biegu dodatkowym w Vojens w 1988 roku, Eirk miał pierwszy wybór pola startowego, dobrze wyjechał ze startu i uciekł do przodu. Zaczęło padać, a kiedy wygrał start, niewiele mogłem zrobić.

„Kolejna sytuacja miała miejsce w Bradford w 1985 roku, gdzie dobrze wystartował. Z racji tego, że noc wcześniej miałem wypadek i uderzyłem w twardy płot, który się tam znajdował. Straciłem najlepszy motocykl i musiałem używać zapasowego.

Po drodze jeszcze kilka rzeczy poszło nie po mojej myśli. Patrząc wstecz, myślę, że mogłem wygrać jeszcze jeden, czy dwa tytuły więcej, bez zbytniego szczęścia. Z drugiej strony, przez większość mojej kariery byłem w czołówce, jeśli chodzi o średnią i wygrywałem wiele otwartych spotkań.


Byłeś pierwszym zwycięzcą serii Speedway Grand Prix, która wystartowała w 1995 roku. Myślisz, że mógłbyś zdobyć więcej tytułów mistrzowskich, gdyby Speedway GP powstało wcześniej, dając zawodnikom szansę ścigania się w serii rund, a nie tylko w jednodniowym finale? 


Gdybyśmy mieli Grand Prix wcześniej, myślę, że wygrałbym dwa lub trzy tytuły więcej. Z drugiej strony inni mogą powiedzieć to samo. Jeśli cofniemy się do ery Maugera, może i on wygrałby więcej, gdyby wtedy było Speedway Grand Prix. Chyba nie ma sensu o tym spekulować.

Mogło być więcej, mogło być mniej. Najważniejsze, że było dobrze. Patrząc wstecz, nie ma większego znaczenia czy wygrałem dwa, trzy, cztery, czy pięć razy. Według mnie najważniejsze jest wygrać ten pierwszy tytuł. Wtedy udowadniasz, że możesz być najlepszy na świecie.

Oczywiście miło jest wygrywać częściej niż raz i zawsze chcesz tego jak najwięcej Liczy się  jednak to, że wygrałem i udowodniłem, że mogę to zrobić ponownie. Mam w dorobku cztery tytuły i jestem z tego bardzo dumny. 

Do tego, zdobyłem w sumie sześć srebrnych medali, gdzie kilkukrotnie byłem bliski złota. To trochę nieznośne, ale przynajmniej pokazałem, że nawet jeśli nie byłem wtedy numerem 1, to na pewno byłem bardzo blisko i to przez ponad dekadę. 


Cofnijmy się trochę. Zdobyłeś drugi tytuł mistrza świata podczas Światowego Finału FIM Speedway w 1987 roku – jedynego, który odbył się w ciągu dwóch dni. Wielu uważa ten eksperyment w Amsterdamie, za narodziny serii Speedway GP. Czy uważasz, że dwudniowy Finał Światowy był wówczas właściwym posunięciem?

Myślę, że wszyscy zgodzą się, że pomysł nie był do końca trafiony. Dobrą koncepcją było właściwe Grand Prix. Ja z kolei najlepiej wspominam to, że będąc na trzecim miejscu po pierwszym dniu, następnego dnia dogoniłem czołówkę. 

To było świetne i pozwoliło poczuć klimat Grand Prix, kiedy nie wszystko decydowało się na przestrzeni jednego wieczoru. Oznaczało to, że można sobie pozwolić na gorszy dzień, albo awarię sprzętu i dalej mieć szansę. Pod tym względem to było właściwe posunięcie i dało podwaliny do utworzenia serii Grand Prix.

Kiedy po tym finale w Amsterdamie, rozpoczęły się rozmowy odnośnie utworzenia cyklu Grand Prix, od początku byłem za. Pomyślałem, że to świetny pomysł, częściowo dlatego, że widziałem w tym szansę dla siebie, ale również dlatego że mogło to pomóc dyscyplinie.  


Czy uważałeś, że Speedway GP może wynieść sport na wyższy poziom? 

„Utworzenie cyklu SGP oznaczało, że mogliśmy uzyskać większy zasięg w ciągu roku i organizować więcej dużych spotkań poza zawodami krajowymi. Kibice mieli więcej tematów do rozmów o żużlu, a zaledwie dwa lub trzy tygodnie przerwy między rundami, podtrzymywało zainteresowanie.

Jeśli udało ci się zdobyć tytuł mistrza świata w cyklu Grand Prix, to znaczy, że przez cały sezon trzymałeś poziom i udowodniłeś, że jesteś najlepszym żużlowcem na świecie. W przypadku jednodniowych finałów, mogłeś mieć szczęście lub pecha i to miało ogromne znaczenie.

Pod każdym względem, mamy teraz 10 świetnych rund GP na żużlu, transmitowanych w telewizji przez cały sezon i jest to najlepsza reklama tego sportu. Nie sądzę, aby ktokolwiek chciał wrócić do jednodniowych finałów. Oczywiście w tamtych czasach wszyscy o tym mówili, ale to było tylko jedno spotkanie. Jestem przekonany, że dziś jest znacznie lepiej.


Hans Nielsen, jeden z najlepszych zawodników w historii żużla, dziękuję bardzo. 

Odwiedź stronę FIMspeedway.com, gdzie znajdziesz więcej wywiadów z legendami tego sportu i dużo więcej ciekawostek w związku z 100 urodzinami żużla w sezonie 2023.